Miałam wrażenie, jakby czas zaczął zwalniać. Powietrze
zgęstniało, a ja poczułam lekki ucisk w brzuchu. W pokoju światło było
zgaszone, ale dobrze się widzieliśmy. Cień rzucany przez firany przypominał
sylwetkę. Moim pierwszym skojarzeniem była Śmierć. A więc tak wyglądała. Ariel
cała we łzach odsunęła się od Chana i schowała twarz w dłoniach. Nikt z nas nie
mógł mu pomóc. Brakowało nam też odwagi,
by sprawdzić czy chłopak miał jeszcze w sobie życie. Jowana stała z boku i
wpatrywała się w miejsce, skąd jeszcze chwilę temu dało się usłyszeć łapczywe
oddechy Chantela.
- Kto to był? – zapytała.
- Twój brat - odezwał się ze smutkiem w głosie Axel.
- Ja… ja chyba mam coś, co pomoże. Nie jestem pewna co to jest, ale miałam to w kieszeni w nowych spodniach. –ciemnoskóra powoli wymawiała każde słowo. Niezdarnie włożyła rękę do kieszeni, wyciągając niewielkie, przezroczyste opakowanie. Wystawiła otwartą dłoń przed siebie. W środku widać było strzykawkę. Wziął ją Axel i podszedł do leżącego chłopaka.
- Gdzie to mam… wbić? – zapytał klękając przed nim. Otwierając opakowanie, strzykawka spadła i poturlała się parę centymetrów dalej. Schyliłam się, żeby ją podnieść, ale uprzedził mnie Joseph.
- Ja to zrobię. – rzucił nie wiadomo czy do mnie, czy do Axela. Chłopak z kolczykiem w brwi kucnął i bez zawahania zaaplikował ją Chantelowi prosto w szyję. Nie wierzyłam, że to pomoże. Przecież parę minut już leżał bez ruchu. Jednak po dłuższej chwili pełnej napięcia, ciałem blondyna wstrząsnęły drgawki. Wyglądało to jak nagły atak epilepsji. Wciąż zapłakana Azjatka uniosła głowę. Chan odzyskał przytomność. Łzy dziewczyny płynęły po jej policzkach coraz szybciej.
- A teraz drogie panie, radzę zamknąć oczy. – Joseph wstał i odsunął się.
- No jasne - mruknęła Jowana. W tym samym momencie ciało Chantela przestało drgać. Zaczął on jednak wymiotować krwią. Nie okłamujmy się. Był to paskudny widok. Nie chciałam na to patrzeć. Moją jedyną reakcją było otwarcie okna. Z początku nie chciało się otworzyć. Dopiero po którymś z kolei szarpnięciu okno ustąpiło. Do pokoju wpadło trochę światła. Chłodny powiew wypełnij pokój, zmieniając kształt cienia rzucanego przez firany. Niedługo później chłopakowi wszystko przeszło. Wstał powoli z nieco otępiałą miną. Ariel rzuciła mu się na szyję. Chan stracił na moment równowagę, ale się nie przewrócił.
- Myślałam, że umrzesz. Ja tak bardzo się cieszę. – dziewczyna zrobiła chwilę pauzy – Wiesz, co się stało?
- Tak. Zachowałem świadomość. Dziękuję. Mam… pytanie. Czy to była szczepionka? – zapytał Chantel. Był bardzo blady.
- Wątpię. Pewnie niedługo skończy działać i znowu będziemy mieli problem – odpowiedział mu Axel, a Ariel przestała przytulać chłopaka.
- No to cieszmy się, że jeszcze trochę pożyjesz. - dodał swoim chłodnym głosem Joseph. Miał na sobie ciemną koszulkę i jeansy. Był też świeżo ogolony. Nie miał już takich krótkich włosów jak przy naszym pierwszym „spotkaniu”. Dopiero w tamtym momencie, zdałam sobie sprawę, jaki był przystojny. Pewnie dlatego, że większość ludzi już dawno nie żyje. Każdy mężczyzna wydawałby mi się taki. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Chan wziął ciemnoniebieską szmatę wiszącą na kaloryferze i wyczyścił nią fragment podłogi, na którym jeszcze chwilę temu leżał. Gdy skończył, Alex zaczął czytać na głos treść jednego z dokumentów, który był zwykłą notatką tekstową. Całość była chaotyczna, niektórych słowach brakowało liter, jakby osoba, która to pisała spieszyła się.
22 siepnia 2019
Jesli to czytasz, gratuluje. Udalo ci się przezc. Wiedzialem, ze dasz rade zlamać to latwe aslo. Sumeinie kazalo napisac mi ten list”. Moze w ten spoob komus pomoge. Nie wazne jak sie naywam, i tak juz dawno nie zyje. Taki byl plan. Byem glownym wykonawca naszego planu. Nie martw sie o dom, est bezpieczny. Nic cieniezaatakuje. Przynjmej poki ochrona działa, ale to zbyt tajne. Awaria wybuch skazenie czy jak to tam nazywasz zaczelo sie od eksperymentu skutecznosci substancji wyniszcznia gleby. Wcale nie mialo pomoc w ratowaniu skazonych terenow afrykanskich jak ci to pewnie wmaiano.weidzielism, ze to może wyjść spod kontroli ale zaryzykowaismy. Pozniej wszedł w zycie pomysl . Moj . Mielismy stworzyć pokolenie nowych ludi odpornych na niebezpiecenstwo. Ludzie ktorzy przezyli mieli ewoluowac i stawac sie odporni na zatrucie bez szczepionek. Uda nam sie to. Mieli sie uratowac tylko wybrani przez nasz tajny sklad. Nie kazdy z armi i nie kazda osobistosc dostala szczepionke. Nikt poza tworcami o tym nei wiedział. Tworcy to rzad. Zatruciebylo ta sama substancj, ktora testowaliśmy na glebie. Z tym e rozpylaliśmy ja. Wiedzielismy, ze my tez umrzemy, dlatego zanim sie to stanie, zdaze się samemu zalatwic. Moja zone tez. Trzeba się poswiecic dla doba nowych luzi. Nawet w wieku 21 lat. I tak nie mialm wyboru. Tworcy stworzyli miasto w ktorym mieszkaja ci ktorzy przezyli. Nie wiem, gdie jes. Wiem tyko ze w tym kraju. Onu tez sami tam dotarli. Powodzenua. Gaz, prd i woda beda w tym domu dostepne. musisz jednak wyrszyc dalej. mussz. w szufladiez w biurku znjaduja sie potrzebn wam rzecz. Nadszedl mój czas. Pwodzeni. Kazd jedn strzkk urta pzrd dsznem.
- Nie rozumiem ostatniego zdania.- powiedział Axel. Wszyscy poza Jowaną wpatrywali się w ekran laptopa, ale nikomu nie przyszło do głowy, co to zdanie mogło oznaczać. Nikt nie rozumiał też, po co „twórcy” to zrobili. Po co nowi ludzie ? O jakie niebezpieczeństwo chodziło ? Czułam się dziwnie. Ucisk w brzuchu tylko się wzmocnił. Następne parę notatek opisywało wizję świata po apokalipsie. Chodziło mniej więcej o to, by stworzyć świat na nowo. Te całe zatrucie to coś, jak Biblijny Potop. Nie mogę sobie wyobrazić, jak można być tak okrutnym i zamordować z premedytacją ponad miliard ludzi. Okrucieństwo. Dobrze, że przynajmniej czegoś się dowiedzieliśmy. Ponoć bolesna prawda jest lepsza od kłamstw. Wciąż dużo rzeczy było tajemnicą, ale wiedziałam, że póki żyję, muszę działać. Muszę wierzyć, że uda mi się odpokutować.
- To może przeszukajmy te szuflady- zaproponowała Jowana. Miała na sobie czerwoną bluzę i szare marmurki. To Ariel pomagała jej się ubrać. Azjatka miała ubrany czarny dres, a Chantel nie miał już ubrudzonych ubrań. Zdążył się przebrać. Miał na sobie zieloną koszulkę i dżinsy. Podeszłam wraz z Axelem do szuflady. Chłopak jako jedyny był w mundurze, który zdążył wyprać. Znalazł też nową, niebieską bandankę, którą przewiązał na włosach. Ja ubrałam granatową, obcisłą koszulkę i czarne bojówki. Na nogach miałam glany. Tak bardzo tęskniłam za szpilkami. Gdy byłam w gangu, nawet na napady chodziłam w wysokich butach. Miałam wtedy też normalną fryzurę. Teraz mogłam tylko znalezionymi nożyczkami lekko przyciąć końcówki włosów. Na szczęście miałam w tym wprawę i wyszła całkiem normalna fryzura. Czułam się, jak próżna nastolatka. Wokół apokalipsa, a ja myślałam o wyglądzie. Chyba się wcale nie zmieniłam. Otwarłam szufladę, która nie stawiała większego oporu.
- Jest coś ? - zapytała Jowana.
- Tak. Kilka strzykawek. Chyba z tym samym, co podaliśmy Chantelowi.- stwierdził Axel.
- Ja znalazłam dwie apteczki i sporo naboi. – dodałam i od razu podzieliliśmy wszystko między sobą. Było tam jeszcze kilka noży, butelki wody mineralnej i kilka białych kartek i długopisów. Na jednej z nich koślawym pismem było napisane; „Dom jest bezpieczny” . Postanowiliśmy uwierzyć i nie postawiliśmy warty przed drzwiami domu. Gdy skończyliśmy podział, postanowiliśmy się wykąpać. Zrobiła się mała kolejka przed drzwiami. Po kilkunastu minutach nadeszła pora moja i Jowany. Być może to była nasza ostatnia kąpiel. Gdy skończyłyśmy, wzięłam Jowanę pod ramię i poszłyśmy wolnym krokiem do jednego z dwóch pokoi, który mieścił się na piętrze. Wyglądał na pokój dla gości. Poza dwuosobowym łóżkiem, stała tam stara szafa, biurko i fotel. Wszystko zrobione z drewna. No i jeszcze ten zapach. Trochę pleśni i kurzu wymieszanych z typowym zapachem starych mebli. Czekała tam na nas Ariel. Nie wiedziałam, jak to było u chłopaków, ale my rozebrałyśmy się do bielizny i w trójkę położyłyśmy się na łóżku. Patrzyłyśmy w brudnobiały sufit, na którym widać było kilka pajęczyn. Po paru minutach ciszy odezwała się Ariel.
- Dlaczego tak jest ? Czy Bóg tego nie widzi? – zapytała.
- Może to część jego planu. – odrzekłam
- No to jego jedynym planem jest sprawianie cierpienia innym. Im człowiek ma gorsze życie tym lepsze widowisko – odezwała się Jowana
- Zgadzam się – Ariel głęboko ziewnęła.
- Niektórzy cierpią całe życie. No na przykład ja. Zastanawiam się, co Bóg chciał ze mnie zrobić. Raczej nie człowieka. Pudełko. Ciemne w środku, ciemne na zewnątrz. – Wszystkie patrzyłyśmy w sufit, ale czułyśmy, że Jowana płacze. – Całe życie musiałam liczyć na czyjąś pomoc. Biologiczni rodzice nie chcieli mnie. Rówieśnicy mnie nie chcieli. Świat dawał mi znak, że mnie nie chce. Co na to Bóg ? Nic. Nie obchodzi go to. Byłam przecież tylko jedną paromiliardową częścią świata.
- Dał ci brata. Chantela. – odpowiedziałam. - No i gdyby nie ty, już dawno byłoby po nim. To prawda, Bóg to drań, ale nie możemy z nim walczyć. Możemy mu tylko zrobić na złość i przeżyć.
- Kto to był? – zapytała.
- Twój brat - odezwał się ze smutkiem w głosie Axel.
- Ja… ja chyba mam coś, co pomoże. Nie jestem pewna co to jest, ale miałam to w kieszeni w nowych spodniach. –ciemnoskóra powoli wymawiała każde słowo. Niezdarnie włożyła rękę do kieszeni, wyciągając niewielkie, przezroczyste opakowanie. Wystawiła otwartą dłoń przed siebie. W środku widać było strzykawkę. Wziął ją Axel i podszedł do leżącego chłopaka.
- Gdzie to mam… wbić? – zapytał klękając przed nim. Otwierając opakowanie, strzykawka spadła i poturlała się parę centymetrów dalej. Schyliłam się, żeby ją podnieść, ale uprzedził mnie Joseph.
- Ja to zrobię. – rzucił nie wiadomo czy do mnie, czy do Axela. Chłopak z kolczykiem w brwi kucnął i bez zawahania zaaplikował ją Chantelowi prosto w szyję. Nie wierzyłam, że to pomoże. Przecież parę minut już leżał bez ruchu. Jednak po dłuższej chwili pełnej napięcia, ciałem blondyna wstrząsnęły drgawki. Wyglądało to jak nagły atak epilepsji. Wciąż zapłakana Azjatka uniosła głowę. Chan odzyskał przytomność. Łzy dziewczyny płynęły po jej policzkach coraz szybciej.
- A teraz drogie panie, radzę zamknąć oczy. – Joseph wstał i odsunął się.
- No jasne - mruknęła Jowana. W tym samym momencie ciało Chantela przestało drgać. Zaczął on jednak wymiotować krwią. Nie okłamujmy się. Był to paskudny widok. Nie chciałam na to patrzeć. Moją jedyną reakcją było otwarcie okna. Z początku nie chciało się otworzyć. Dopiero po którymś z kolei szarpnięciu okno ustąpiło. Do pokoju wpadło trochę światła. Chłodny powiew wypełnij pokój, zmieniając kształt cienia rzucanego przez firany. Niedługo później chłopakowi wszystko przeszło. Wstał powoli z nieco otępiałą miną. Ariel rzuciła mu się na szyję. Chan stracił na moment równowagę, ale się nie przewrócił.
- Myślałam, że umrzesz. Ja tak bardzo się cieszę. – dziewczyna zrobiła chwilę pauzy – Wiesz, co się stało?
- Tak. Zachowałem świadomość. Dziękuję. Mam… pytanie. Czy to była szczepionka? – zapytał Chantel. Był bardzo blady.
- Wątpię. Pewnie niedługo skończy działać i znowu będziemy mieli problem – odpowiedział mu Axel, a Ariel przestała przytulać chłopaka.
- No to cieszmy się, że jeszcze trochę pożyjesz. - dodał swoim chłodnym głosem Joseph. Miał na sobie ciemną koszulkę i jeansy. Był też świeżo ogolony. Nie miał już takich krótkich włosów jak przy naszym pierwszym „spotkaniu”. Dopiero w tamtym momencie, zdałam sobie sprawę, jaki był przystojny. Pewnie dlatego, że większość ludzi już dawno nie żyje. Każdy mężczyzna wydawałby mi się taki. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Chan wziął ciemnoniebieską szmatę wiszącą na kaloryferze i wyczyścił nią fragment podłogi, na którym jeszcze chwilę temu leżał. Gdy skończył, Alex zaczął czytać na głos treść jednego z dokumentów, który był zwykłą notatką tekstową. Całość była chaotyczna, niektórych słowach brakowało liter, jakby osoba, która to pisała spieszyła się.
22 siepnia 2019
Jesli to czytasz, gratuluje. Udalo ci się przezc. Wiedzialem, ze dasz rade zlamać to latwe aslo. Sumeinie kazalo napisac mi ten list”. Moze w ten spoob komus pomoge. Nie wazne jak sie naywam, i tak juz dawno nie zyje. Taki byl plan. Byem glownym wykonawca naszego planu. Nie martw sie o dom, est bezpieczny. Nic cieniezaatakuje. Przynjmej poki ochrona działa, ale to zbyt tajne. Awaria wybuch skazenie czy jak to tam nazywasz zaczelo sie od eksperymentu skutecznosci substancji wyniszcznia gleby. Wcale nie mialo pomoc w ratowaniu skazonych terenow afrykanskich jak ci to pewnie wmaiano.weidzielism, ze to może wyjść spod kontroli ale zaryzykowaismy. Pozniej wszedł w zycie pomysl . Moj . Mielismy stworzyć pokolenie nowych ludi odpornych na niebezpiecenstwo. Ludzie ktorzy przezyli mieli ewoluowac i stawac sie odporni na zatrucie bez szczepionek. Uda nam sie to. Mieli sie uratowac tylko wybrani przez nasz tajny sklad. Nie kazdy z armi i nie kazda osobistosc dostala szczepionke. Nikt poza tworcami o tym nei wiedział. Tworcy to rzad. Zatruciebylo ta sama substancj, ktora testowaliśmy na glebie. Z tym e rozpylaliśmy ja. Wiedzielismy, ze my tez umrzemy, dlatego zanim sie to stanie, zdaze się samemu zalatwic. Moja zone tez. Trzeba się poswiecic dla doba nowych luzi. Nawet w wieku 21 lat. I tak nie mialm wyboru. Tworcy stworzyli miasto w ktorym mieszkaja ci ktorzy przezyli. Nie wiem, gdie jes. Wiem tyko ze w tym kraju. Onu tez sami tam dotarli. Powodzenua. Gaz, prd i woda beda w tym domu dostepne. musisz jednak wyrszyc dalej. mussz. w szufladiez w biurku znjaduja sie potrzebn wam rzecz. Nadszedl mój czas. Pwodzeni. Kazd jedn strzkk urta pzrd dsznem.
- Nie rozumiem ostatniego zdania.- powiedział Axel. Wszyscy poza Jowaną wpatrywali się w ekran laptopa, ale nikomu nie przyszło do głowy, co to zdanie mogło oznaczać. Nikt nie rozumiał też, po co „twórcy” to zrobili. Po co nowi ludzie ? O jakie niebezpieczeństwo chodziło ? Czułam się dziwnie. Ucisk w brzuchu tylko się wzmocnił. Następne parę notatek opisywało wizję świata po apokalipsie. Chodziło mniej więcej o to, by stworzyć świat na nowo. Te całe zatrucie to coś, jak Biblijny Potop. Nie mogę sobie wyobrazić, jak można być tak okrutnym i zamordować z premedytacją ponad miliard ludzi. Okrucieństwo. Dobrze, że przynajmniej czegoś się dowiedzieliśmy. Ponoć bolesna prawda jest lepsza od kłamstw. Wciąż dużo rzeczy było tajemnicą, ale wiedziałam, że póki żyję, muszę działać. Muszę wierzyć, że uda mi się odpokutować.
- To może przeszukajmy te szuflady- zaproponowała Jowana. Miała na sobie czerwoną bluzę i szare marmurki. To Ariel pomagała jej się ubrać. Azjatka miała ubrany czarny dres, a Chantel nie miał już ubrudzonych ubrań. Zdążył się przebrać. Miał na sobie zieloną koszulkę i dżinsy. Podeszłam wraz z Axelem do szuflady. Chłopak jako jedyny był w mundurze, który zdążył wyprać. Znalazł też nową, niebieską bandankę, którą przewiązał na włosach. Ja ubrałam granatową, obcisłą koszulkę i czarne bojówki. Na nogach miałam glany. Tak bardzo tęskniłam za szpilkami. Gdy byłam w gangu, nawet na napady chodziłam w wysokich butach. Miałam wtedy też normalną fryzurę. Teraz mogłam tylko znalezionymi nożyczkami lekko przyciąć końcówki włosów. Na szczęście miałam w tym wprawę i wyszła całkiem normalna fryzura. Czułam się, jak próżna nastolatka. Wokół apokalipsa, a ja myślałam o wyglądzie. Chyba się wcale nie zmieniłam. Otwarłam szufladę, która nie stawiała większego oporu.
- Jest coś ? - zapytała Jowana.
- Tak. Kilka strzykawek. Chyba z tym samym, co podaliśmy Chantelowi.- stwierdził Axel.
- Ja znalazłam dwie apteczki i sporo naboi. – dodałam i od razu podzieliliśmy wszystko między sobą. Było tam jeszcze kilka noży, butelki wody mineralnej i kilka białych kartek i długopisów. Na jednej z nich koślawym pismem było napisane; „Dom jest bezpieczny” . Postanowiliśmy uwierzyć i nie postawiliśmy warty przed drzwiami domu. Gdy skończyliśmy podział, postanowiliśmy się wykąpać. Zrobiła się mała kolejka przed drzwiami. Po kilkunastu minutach nadeszła pora moja i Jowany. Być może to była nasza ostatnia kąpiel. Gdy skończyłyśmy, wzięłam Jowanę pod ramię i poszłyśmy wolnym krokiem do jednego z dwóch pokoi, który mieścił się na piętrze. Wyglądał na pokój dla gości. Poza dwuosobowym łóżkiem, stała tam stara szafa, biurko i fotel. Wszystko zrobione z drewna. No i jeszcze ten zapach. Trochę pleśni i kurzu wymieszanych z typowym zapachem starych mebli. Czekała tam na nas Ariel. Nie wiedziałam, jak to było u chłopaków, ale my rozebrałyśmy się do bielizny i w trójkę położyłyśmy się na łóżku. Patrzyłyśmy w brudnobiały sufit, na którym widać było kilka pajęczyn. Po paru minutach ciszy odezwała się Ariel.
- Dlaczego tak jest ? Czy Bóg tego nie widzi? – zapytała.
- Może to część jego planu. – odrzekłam
- No to jego jedynym planem jest sprawianie cierpienia innym. Im człowiek ma gorsze życie tym lepsze widowisko – odezwała się Jowana
- Zgadzam się – Ariel głęboko ziewnęła.
- Niektórzy cierpią całe życie. No na przykład ja. Zastanawiam się, co Bóg chciał ze mnie zrobić. Raczej nie człowieka. Pudełko. Ciemne w środku, ciemne na zewnątrz. – Wszystkie patrzyłyśmy w sufit, ale czułyśmy, że Jowana płacze. – Całe życie musiałam liczyć na czyjąś pomoc. Biologiczni rodzice nie chcieli mnie. Rówieśnicy mnie nie chcieli. Świat dawał mi znak, że mnie nie chce. Co na to Bóg ? Nic. Nie obchodzi go to. Byłam przecież tylko jedną paromiliardową częścią świata.
- Dał ci brata. Chantela. – odpowiedziałam. - No i gdyby nie ty, już dawno byłoby po nim. To prawda, Bóg to drań, ale nie możemy z nim walczyć. Możemy mu tylko zrobić na złość i przeżyć.
- Gdyby was nie było, kto by zaaplikował mu ten lek?
- Gdyby… ale byłyśmy i razem z tobą uratowałyśmy go. Musisz zapamiętać jedno. Przeżyłaś by pokazać, że nie jesteś piątym kołem u wozu. Być może jesteś teraz aż jedną piątą całej ludzkości. Nikt nie ma i nigdy nie miał łatwego życia. Trzeba się z tym pogodzić.
- No i po co się teraz tym przejmować? Przeszłość jest nieważna. Liczy się jutro, które zdaje się być tylko pięknym snem. – dodałam
- Dlaczego to tak boli?
- Bo ból wzmacnia – wypowiedziałam równo z Ariel. Zapadła między nami cisza. Niedługo później obydwie dziewczyny zasnęły.
***
Nie mogłam zasnąć. Nie pierwszy raz dopadła mnie insomnia. Tym razem nie chciałam nawet udawać, że śpię. Na szczęście leżałam na brzegu łóżka, więc po cichu wstałam i ubrałam się. Nie widziałam sensu w ubieraniu glanów, więc zostałam boso. Wyszłam z pokoju. Nogi poprowadziły mnie prosto do gabinetu, w którym ujrzałam włączony laptop. Przeniosłam go na parter, do salonu. Okno wciąż było otwarte. Światło księżyca padało wprost na dywan. Usiadłam na krześle po turecku i starałam się rozszyfrować ostatnie zdanie listu. „Kazd jedn strzkk urta pzrd dsznem.” Wgapiałam się w to ekran dobre kilkanaście minut. Nagle mnie olśniło. „Każdy jeden zastrzyk uratuje przed uduszeniem”. To brzmiało sensownie. Nie napawałam się jednak długo moim sukcesem.
- Co robisz? – usłyszałam za sobą głos. Wiedziałam, że należał do Josepha. Nikt inny nie mówił aż tak obojętnie.
- Zakładam grupę na fejsie i nie wiem, jaką nazwę jej nadać. Myślisz, że lepsze jest „ Ocaleni. Wielka impreza po apokalipsie” czy „Zdesperowani pogromcy mrocznych pelikanów” ? Mam wielki dylemat. – Joseph parsknął śmiechem. Odwróciłam się. Chłopak miał na sobie tylko spodnie z dresu. Mój wzrok zatrzymał się na nieśmiertelniku wiszącym na jego szyi. Jego umięśnione ciało idealnie współgrało z tatuażem na jego lewej kończynie górnej. Na prawej ręce wciąż miał opatrunek . Nie chciałam, żeby zauważył, że mu się przyglądam. Starałam się patrzeć prosto w jego ciemne oczy.
- To drugie lepsze. Oddaje charakter naszego zespołu.
- Zespołu? Ciebie nie podejrzewałabym o bratanie się z kimkolwiek z nas. – Pierwszy raz widziałam tego chłopaka uśmiechniętego. Zdziwiłam się. Raczej mój tekst nie należał do zbyt zabawnych.
- Jeszcze się okaże. – błysnął zębami
- Dlaczego nie śpisz ? Męska część zespołu cię wyrzuciła z pokoju ?
- Ku twojemu nieszczęściu, było inaczej. Stwierdziłem, że jestem głodny, więc poszedłem coś zjeść. No i spotkałem ciebie.
- No tak, nie ma jak sprawdzanie zawartości lodówki w środku nocy.
- Noc się ledwo zaczęła.
- Chyba mamy inne poczucie czasu. – odwzajemniłam uśmiech
- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jakie?
- Co robisz ? I proszę, nie mów: rozmawiam z tobą. To oklepane.
- A już planowałam
- Więc… ? – powiedział Joseph rozbawionym głosem. Pierwszy raz przestał mówić, jakby mu zupełnie na niczym nie zależało. Jego ton głosu brzmiał tak… ludzko.
- Tłumaczyłam ostatnie zdanie dokumentu. „Każdy jeden zastrzyk uratuje przed uduszeniem.” -wyrecytowałam.
- Gdyby… ale byłyśmy i razem z tobą uratowałyśmy go. Musisz zapamiętać jedno. Przeżyłaś by pokazać, że nie jesteś piątym kołem u wozu. Być może jesteś teraz aż jedną piątą całej ludzkości. Nikt nie ma i nigdy nie miał łatwego życia. Trzeba się z tym pogodzić.
- No i po co się teraz tym przejmować? Przeszłość jest nieważna. Liczy się jutro, które zdaje się być tylko pięknym snem. – dodałam
- Dlaczego to tak boli?
- Bo ból wzmacnia – wypowiedziałam równo z Ariel. Zapadła między nami cisza. Niedługo później obydwie dziewczyny zasnęły.
***
Nie mogłam zasnąć. Nie pierwszy raz dopadła mnie insomnia. Tym razem nie chciałam nawet udawać, że śpię. Na szczęście leżałam na brzegu łóżka, więc po cichu wstałam i ubrałam się. Nie widziałam sensu w ubieraniu glanów, więc zostałam boso. Wyszłam z pokoju. Nogi poprowadziły mnie prosto do gabinetu, w którym ujrzałam włączony laptop. Przeniosłam go na parter, do salonu. Okno wciąż było otwarte. Światło księżyca padało wprost na dywan. Usiadłam na krześle po turecku i starałam się rozszyfrować ostatnie zdanie listu. „Kazd jedn strzkk urta pzrd dsznem.” Wgapiałam się w to ekran dobre kilkanaście minut. Nagle mnie olśniło. „Każdy jeden zastrzyk uratuje przed uduszeniem”. To brzmiało sensownie. Nie napawałam się jednak długo moim sukcesem.
- Co robisz? – usłyszałam za sobą głos. Wiedziałam, że należał do Josepha. Nikt inny nie mówił aż tak obojętnie.
- Zakładam grupę na fejsie i nie wiem, jaką nazwę jej nadać. Myślisz, że lepsze jest „ Ocaleni. Wielka impreza po apokalipsie” czy „Zdesperowani pogromcy mrocznych pelikanów” ? Mam wielki dylemat. – Joseph parsknął śmiechem. Odwróciłam się. Chłopak miał na sobie tylko spodnie z dresu. Mój wzrok zatrzymał się na nieśmiertelniku wiszącym na jego szyi. Jego umięśnione ciało idealnie współgrało z tatuażem na jego lewej kończynie górnej. Na prawej ręce wciąż miał opatrunek . Nie chciałam, żeby zauważył, że mu się przyglądam. Starałam się patrzeć prosto w jego ciemne oczy.
- To drugie lepsze. Oddaje charakter naszego zespołu.
- Zespołu? Ciebie nie podejrzewałabym o bratanie się z kimkolwiek z nas. – Pierwszy raz widziałam tego chłopaka uśmiechniętego. Zdziwiłam się. Raczej mój tekst nie należał do zbyt zabawnych.
- Jeszcze się okaże. – błysnął zębami
- Dlaczego nie śpisz ? Męska część zespołu cię wyrzuciła z pokoju ?
- Ku twojemu nieszczęściu, było inaczej. Stwierdziłem, że jestem głodny, więc poszedłem coś zjeść. No i spotkałem ciebie.
- No tak, nie ma jak sprawdzanie zawartości lodówki w środku nocy.
- Noc się ledwo zaczęła.
- Chyba mamy inne poczucie czasu. – odwzajemniłam uśmiech
- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jakie?
- Co robisz ? I proszę, nie mów: rozmawiam z tobą. To oklepane.
- A już planowałam
- Więc… ? – powiedział Joseph rozbawionym głosem. Pierwszy raz przestał mówić, jakby mu zupełnie na niczym nie zależało. Jego ton głosu brzmiał tak… ludzko.
- Tłumaczyłam ostatnie zdanie dokumentu. „Każdy jeden zastrzyk uratuje przed uduszeniem.” -wyrecytowałam.
- No to mamy już jakąś podpowiedź.- odpowiedział. – Jesteś
lepsza ode mnie, jeśli chodzi o odgadywanie. Wciąż jest pewna rzecz, z którą
nie potrafię sobie poradzić. Może mi pomożesz?
- No słucham
- A więc Nomen… Nescio…* Jak naprawdę brzmi twoje imię ? – Joseph patrzył na mnie tak, jakby chciał znaleźć odpowiedź gdzieś na dnie moich oczu. Nie spodziewałam się, że się domyśli. Uśmiechnęłam się szerzej.
- Potrzymam cię w niewiedzy. – Mówiąc to, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do pokoju. Udało mi się bez problemu zasnąć.
_____________________________________________________
Hej, mam kilka informacji.
Po pierwsze, powstała zakładka "spam"
Po drugie, mamy zwiastun bloga. Jest w zakładce "zwiastun"
A po trzecie, trzeba wyjaścić gwiazdkę;
* Nomen Nescio- łacińskie słowo. Jego znaczenie to bezimienny. W tym przypadku- bezimienną. Więcej w googlach.
Wesołych Świąt!!!
- No słucham
- A więc Nomen… Nescio…* Jak naprawdę brzmi twoje imię ? – Joseph patrzył na mnie tak, jakby chciał znaleźć odpowiedź gdzieś na dnie moich oczu. Nie spodziewałam się, że się domyśli. Uśmiechnęłam się szerzej.
- Potrzymam cię w niewiedzy. – Mówiąc to, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do pokoju. Udało mi się bez problemu zasnąć.
_____________________________________________________
Hej, mam kilka informacji.
Po pierwsze, powstała zakładka "spam"
Po drugie, mamy zwiastun bloga. Jest w zakładce "zwiastun"
A po trzecie, trzeba wyjaścić gwiazdkę;
* Nomen Nescio- łacińskie słowo. Jego znaczenie to bezimienny. W tym przypadku- bezimienną. Więcej w googlach.
Wesołych Świąt!!!