sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 8


Miałam wrażenie, jakby czas zaczął zwalniać. Powietrze zgęstniało, a ja poczułam lekki ucisk w brzuchu. W pokoju światło było zgaszone, ale dobrze się widzieliśmy. Cień rzucany przez firany przypominał sylwetkę. Moim pierwszym skojarzeniem była Śmierć. A więc tak wyglądała. Ariel cała we łzach odsunęła się od Chana i schowała twarz w dłoniach. Nikt z nas nie mógł mu pomóc.  Brakowało nam też odwagi, by sprawdzić czy chłopak miał jeszcze w sobie życie. Jowana stała z boku i wpatrywała się w miejsce, skąd jeszcze chwilę temu dało się usłyszeć łapczywe oddechy Chantela.
- Kto to był? – zapytała.
- Twój brat - odezwał się ze smutkiem w głosie Axel.
- Ja… ja chyba mam coś, co pomoże. Nie jestem pewna co to jest, ale miałam to w kieszeni w nowych spodniach.  –ciemnoskóra powoli wymawiała każde słowo. Niezdarnie włożyła rękę do kieszeni, wyciągając niewielkie, przezroczyste opakowanie. Wystawiła otwartą dłoń przed siebie. W środku widać było strzykawkę. Wziął ją Axel i podszedł do leżącego chłopaka.
- Gdzie to mam… wbić? – zapytał klękając przed nim. Otwierając opakowanie, strzykawka spadła i poturlała się parę centymetrów dalej. Schyliłam się, żeby ją podnieść, ale uprzedził mnie Joseph.
- Ja to zrobię. – rzucił nie wiadomo czy do mnie, czy do Axela. Chłopak z kolczykiem w brwi kucnął i bez zawahania zaaplikował ją Chantelowi prosto w szyję. Nie wierzyłam, że to pomoże. Przecież parę minut już leżał bez ruchu. Jednak po dłuższej chwili pełnej napięcia, ciałem blondyna wstrząsnęły drgawki. Wyglądało to jak nagły atak epilepsji. Wciąż zapłakana Azjatka uniosła głowę. Chan odzyskał przytomność. Łzy dziewczyny płynęły po jej policzkach coraz szybciej.

- A teraz drogie panie, radzę zamknąć oczy. – Joseph wstał i odsunął się.
- No jasne - mruknęła Jowana. W tym samym momencie ciało Chantela przestało drgać. Zaczął on jednak wymiotować krwią. Nie okłamujmy się. Był to paskudny widok. Nie chciałam na to patrzeć. Moją jedyną reakcją było otwarcie okna. Z początku nie chciało się otworzyć. Dopiero po którymś z kolei szarpnięciu okno ustąpiło. Do pokoju wpadło trochę światła. Chłodny powiew wypełnij pokój, zmieniając kształt cienia rzucanego przez firany. Niedługo później chłopakowi wszystko przeszło. Wstał powoli z nieco otępiałą miną. Ariel rzuciła mu się na szyję. Chan stracił na moment równowagę, ale się nie przewrócił.
- Myślałam, że umrzesz. Ja tak bardzo się cieszę. – dziewczyna zrobiła chwilę pauzy – Wiesz, co się stało?
- Tak. Zachowałem świadomość. Dziękuję. Mam… pytanie. Czy to była szczepionka? – zapytał Chantel. Był bardzo blady.
- Wątpię. Pewnie niedługo skończy działać i znowu będziemy mieli problem – odpowiedział mu Axel, a Ariel przestała przytulać chłopaka.
- No to cieszmy się, że jeszcze trochę pożyjesz. - dodał swoim chłodnym głosem Joseph. Miał na sobie ciemną koszulkę i jeansy. Był też świeżo ogolony. Nie miał już takich krótkich włosów jak przy naszym pierwszym „spotkaniu”. Dopiero w tamtym momencie, zdałam sobie sprawę, jaki był przystojny. Pewnie dlatego, że większość ludzi już dawno nie żyje. Każdy mężczyzna wydawałby mi się taki. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Chan wziął ciemnoniebieską szmatę wiszącą na kaloryferze i wyczyścił nią fragment podłogi, na którym jeszcze chwilę temu leżał. Gdy skończył, Alex zaczął czytać na głos treść jednego z dokumentów, który był zwykłą notatką tekstową. Całość była chaotyczna, niektórych słowach brakowało liter, jakby osoba, która to pisała spieszyła się.

22 siepnia 2019

Jesli to czytasz, gratuluje. Udalo ci się przezc. Wiedzialem, ze dasz rade zlamać to latwe aslo. Sumeinie kazalo napisac mi ten list”. Moze w ten spoob komus pomoge. Nie wazne jak sie naywam, i tak juz dawno nie zyje. Taki byl plan. Byem glownym wykonawca naszego planu. Nie martw sie o dom, est bezpieczny. Nic cieniezaatakuje. Przynjmej poki ochrona działa, ale to zbyt tajne. Awaria wybuch skazenie czy jak to tam nazywasz zaczelo sie od eksperymentu skutecznosci substancji wyniszcznia gleby. Wcale nie mialo pomoc w ratowaniu skazonych terenow afrykanskich jak ci to pewnie wmaiano.weidzielism, ze to może wyjść spod kontroli ale zaryzykowaismy. Pozniej wszedł w zycie pomysl . Moj . Mielismy stworzyć pokolenie nowych ludi odpornych na niebezpiecenstwo. Ludzie ktorzy przezyli mieli ewoluowac i stawac sie odporni na zatrucie bez szczepionek. Uda nam sie to. Mieli sie uratowac tylko wybrani przez nasz tajny sklad. Nie kazdy z armi i nie kazda osobistosc dostala szczepionke. Nikt poza tworcami o tym nei wiedział. Tworcy to rzad. Zatruciebylo ta sama substancj, ktora testowaliśmy na glebie. Z tym e rozpylaliśmy ja. Wiedzielismy, ze my tez umrzemy, dlatego zanim sie to stanie, zdaze się samemu zalatwic. Moja zone tez. Trzeba się poswiecic dla doba nowych luzi. Nawet w wieku 21 lat. I tak nie mialm wyboru. Tworcy stworzyli miasto w ktorym mieszkaja ci ktorzy przezyli. Nie wiem, gdie jes. Wiem tyko ze w tym kraju. Onu tez sami tam dotarli. Powodzenua. Gaz, prd i woda beda w tym domu dostepne. musisz jednak wyrszyc dalej. mussz. w szufladiez w biurku znjaduja sie potrzebn wam rzecz. Nadszedl mój czas. Pwodzeni. Kazd jedn strzkk urta pzrd dsznem.

- Nie rozumiem ostatniego zdania.- powiedział Axel. Wszyscy poza Jowaną wpatrywali się w ekran laptopa, ale nikomu nie przyszło do głowy, co to zdanie mogło oznaczać. Nikt nie rozumiał też, po co „twórcy” to zrobili. Po co nowi ludzie ? O jakie niebezpieczeństwo chodziło ? Czułam się dziwnie. Ucisk w brzuchu tylko się wzmocnił. Następne parę notatek opisywało wizję świata po apokalipsie. Chodziło mniej więcej o to, by stworzyć świat na nowo. Te całe zatrucie to coś, jak Biblijny Potop. Nie mogę sobie wyobrazić, jak można być tak okrutnym i zamordować z premedytacją ponad miliard ludzi. Okrucieństwo. Dobrze, że przynajmniej czegoś się dowiedzieliśmy. Ponoć bolesna prawda jest lepsza od kłamstw. Wciąż dużo rzeczy było tajemnicą, ale wiedziałam, że póki żyję, muszę działać. Muszę wierzyć, że uda mi się odpokutować.
- To może przeszukajmy te szuflady- zaproponowała Jowana.  Miała na sobie czerwoną bluzę i szare marmurki. To Ariel pomagała jej się ubrać. Azjatka miała ubrany czarny dres, a Chantel nie miał już ubrudzonych ubrań. Zdążył się przebrać. Miał na sobie zieloną koszulkę i dżinsy. Podeszłam wraz z Axelem do szuflady. Chłopak jako jedyny był w mundurze, który zdążył wyprać. Znalazł też nową, niebieską bandankę, którą przewiązał na włosach.  Ja ubrałam granatową, obcisłą koszulkę i czarne bojówki.  Na nogach miałam glany. Tak bardzo tęskniłam za szpilkami. Gdy byłam w gangu, nawet na napady chodziłam w wysokich butach. Miałam wtedy też normalną fryzurę. Teraz mogłam tylko znalezionymi nożyczkami lekko przyciąć końcówki włosów. Na szczęście miałam w tym wprawę i wyszła całkiem normalna fryzura. Czułam się, jak próżna nastolatka. Wokół apokalipsa, a ja myślałam o wyglądzie. Chyba się wcale nie zmieniłam. Otwarłam szufladę, która nie stawiała większego oporu.
- Jest coś ? - zapytała Jowana.
- Tak. Kilka strzykawek. Chyba z tym samym, co podaliśmy Chantelowi.- stwierdził Axel.
- Ja znalazłam dwie apteczki i sporo naboi. – dodałam i od razu podzieliliśmy wszystko między sobą. Było tam jeszcze kilka noży, butelki wody mineralnej i kilka białych kartek i długopisów. Na jednej z nich koślawym pismem było napisane; „Dom jest bezpieczny” . Postanowiliśmy uwierzyć i nie postawiliśmy warty przed drzwiami domu. Gdy skończyliśmy podział, postanowiliśmy się wykąpać. Zrobiła się mała kolejka przed drzwiami. Po kilkunastu minutach nadeszła pora moja i Jowany. Być może to była nasza ostatnia kąpiel. Gdy skończyłyśmy, wzięłam Jowanę pod ramię i poszłyśmy wolnym krokiem do jednego z dwóch pokoi, który mieścił się na piętrze. Wyglądał na pokój dla gości. Poza dwuosobowym łóżkiem, stała tam stara szafa, biurko i fotel. Wszystko zrobione z drewna. No i jeszcze ten zapach. Trochę pleśni i kurzu wymieszanych z typowym zapachem starych mebli. Czekała tam na nas Ariel. Nie wiedziałam,  jak to było u chłopaków, ale my rozebrałyśmy się do bielizny i w trójkę położyłyśmy się na łóżku. Patrzyłyśmy w brudnobiały sufit, na którym widać było kilka pajęczyn. Po paru minutach ciszy odezwała się Ariel.
- Dlaczego tak jest ? Czy Bóg tego nie widzi? – zapytała.
- Może to część jego planu. – odrzekłam
- No to jego jedynym planem jest sprawianie cierpienia innym. Im człowiek ma gorsze życie tym lepsze widowisko – odezwała się Jowana
- Zgadzam się – Ariel głęboko ziewnęła.
- Niektórzy cierpią całe życie. No na przykład ja. Zastanawiam się, co Bóg chciał ze mnie zrobić. Raczej nie człowieka. Pudełko. Ciemne w środku, ciemne na zewnątrz. – Wszystkie patrzyłyśmy w sufit, ale czułyśmy, że Jowana płacze. – Całe życie musiałam liczyć na czyjąś pomoc. Biologiczni rodzice nie chcieli mnie. Rówieśnicy mnie nie chcieli. Świat dawał mi znak, że mnie nie chce. Co na to Bóg ? Nic. Nie obchodzi go to. Byłam przecież tylko jedną paromiliardową częścią świata.
- Dał ci brata. Chantela. – odpowiedziałam. - No i gdyby nie ty, już dawno byłoby po nim. To prawda, Bóg to drań, ale nie możemy z nim walczyć. Możemy mu tylko zrobić na złość i przeżyć.
- Gdyby was nie było, kto by zaaplikował mu ten lek?
- Gdyby… ale byłyśmy i razem z tobą uratowałyśmy go. Musisz zapamiętać jedno. Przeżyłaś by pokazać, że nie jesteś piątym kołem u wozu. Być może jesteś teraz aż jedną piątą całej ludzkości. Nikt nie ma i nigdy nie miał łatwego życia. Trzeba się z tym pogodzić.
- No i po co się teraz tym przejmować? Przeszłość jest nieważna. Liczy się jutro, które zdaje się być tylko pięknym snem. – dodałam
- Dlaczego to tak boli?
- Bo ból wzmacnia – wypowiedziałam równo z Ariel. Zapadła między nami cisza. Niedługo później obydwie dziewczyny zasnęły.
                                                                   ***
Nie mogłam zasnąć. Nie pierwszy raz dopadła mnie insomnia. Tym razem nie chciałam nawet udawać, że śpię. Na szczęście leżałam na brzegu łóżka, więc po cichu wstałam i ubrałam się. Nie widziałam sensu w ubieraniu glanów, więc zostałam boso. Wyszłam z pokoju. Nogi poprowadziły mnie prosto do gabinetu, w którym ujrzałam włączony laptop. Przeniosłam go na parter, do salonu. Okno wciąż było otwarte. Światło księżyca padało wprost na dywan. Usiadłam na krześle po turecku i starałam się rozszyfrować ostatnie zdanie listu. „Kazd jedn strzkk urta pzrd dsznem.”  Wgapiałam się w to ekran dobre kilkanaście minut. Nagle mnie olśniło. „Każdy jeden zastrzyk uratuje przed uduszeniem”. To brzmiało sensownie. Nie napawałam się jednak długo moim sukcesem.
- Co robisz? – usłyszałam za sobą głos. Wiedziałam, że należał do Josepha. Nikt inny nie mówił aż tak obojętnie.
- Zakładam grupę na fejsie i nie wiem, jaką nazwę jej nadać. Myślisz, że lepsze jest „ Ocaleni. Wielka impreza po apokalipsie” czy „Zdesperowani pogromcy mrocznych pelikanów” ? Mam wielki dylemat. – Joseph parsknął śmiechem. Odwróciłam się. Chłopak miał na sobie tylko spodnie z dresu. Mój wzrok zatrzymał się na nieśmiertelniku wiszącym na jego szyi. Jego umięśnione ciało idealnie współgrało z tatuażem na jego lewej kończynie górnej. Na prawej ręce wciąż miał opatrunek . Nie chciałam, żeby zauważył, że mu się przyglądam. Starałam się patrzeć prosto w jego ciemne oczy.
- To drugie lepsze. Oddaje charakter naszego zespołu.
- Zespołu? Ciebie nie podejrzewałabym o bratanie się z kimkolwiek z nas. – Pierwszy raz widziałam tego chłopaka uśmiechniętego. Zdziwiłam się. Raczej mój tekst nie należał do zbyt zabawnych.
- Jeszcze się okaże. – błysnął zębami
- Dlaczego nie śpisz ? Męska część zespołu cię wyrzuciła z pokoju ?
- Ku twojemu nieszczęściu, było inaczej. Stwierdziłem, że jestem głodny, więc poszedłem coś zjeść. No i spotkałem ciebie.
- No tak, nie ma jak sprawdzanie zawartości lodówki w środku nocy.
- Noc się ledwo zaczęła.
- Chyba mamy inne poczucie czasu. – odwzajemniłam uśmiech
- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jakie?
 - Co robisz ? I proszę, nie mów: rozmawiam z tobą. To oklepane.
- A już planowałam
- Więc… ? – powiedział Joseph rozbawionym głosem. Pierwszy raz przestał mówić, jakby mu zupełnie na niczym nie zależało. Jego ton głosu brzmiał tak… ludzko.
- Tłumaczyłam ostatnie zdanie dokumentu. „Każdy jeden zastrzyk uratuje przed uduszeniem.” -wyrecytowałam.
- No to mamy już jakąś podpowiedź.- odpowiedział. – Jesteś lepsza ode mnie, jeśli chodzi o odgadywanie. Wciąż jest pewna rzecz, z którą nie potrafię sobie poradzić. Może mi pomożesz?
- No słucham
- A więc Nomen… Nescio…* Jak naprawdę brzmi twoje imię ? – Joseph patrzył na mnie tak, jakby chciał znaleźć odpowiedź gdzieś na dnie moich oczu. Nie spodziewałam się, że się domyśli. Uśmiechnęłam się szerzej.
- Potrzymam cię w niewiedzy. – Mówiąc to, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do pokoju. Udało mi się bez problemu zasnąć.




_____________________________________________________

Hej, mam kilka informacji.

Po pierwsze, powstała zakładka "spam"
Po drugie, mamy zwiastun bloga. Jest w zakładce "zwiastun"
A po trzecie, trzeba wyjaścić gwiazdkę;

* Nomen Nescio- łacińskie słowo. Jego znaczenie to bezimienny. W tym przypadku- bezimienną. Więcej w googlach.

Wesołych Świąt!!!

18 komentarzy:

  1. Czyżbym była pierwsza?
    Rozdział bardzo dobry. Podobał mi się ostatni dialog między Nomen (jeszcze Nomen) a Josephem.
    Właściwie to nie ma nic, co by mi się nie podobało :P
    Nomen jest bystra. Mi udało się rozszyfrować tylko pierwsze trzy słowa, nie wiedząc, że pod spodem ktoś już wpadnie na odpowiedź i że nie muszę się męczyć :P
    Tak w ogóle bardziej podoba mi się ta pierwsza nazwa grupy, ale to może przez wzgląd na fakt, że nie mogę doczekać się imprezy sylwestrowej. :D
    Pozdrawiam, http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi sie sposób, w który piszesz. Piszesz bardzo ciekawie, Twoje opowiadania są wciagające. :D Powodzenia dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff, Chantel przeżył. Ale nie wiadomo na jak długo. W końcu nie mogą w nieskończoność aplikować mu tego specyfiku. Nie rozumiem, po "twórcy" to zrobili. Nawet jeśli ktoś chciał stworzyć rasę lepszych ludzi, powinien po apokalipsie postarać się zapewnić im bezpieczeństwo. I swoją drogą ktoś piszący ten list powinien się bardziej postarać, a nie potem biedna Bezimienna musi po nocach siedzieć! xD
    Sparks ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. A jednak Chantel przeżył, na szczęście, już się bałam, że go uśmiercisz :/ chociaż to jeszcze nie jest do końca pewne.
    Dokument który znaleźli trochę mnie zaszokował, takie eksperymenty nie mogły się skończyć sukcesem, ostatniego zdanie też nie potrafiłam rozszyfrować, ale kiedy Nomen wpadła na trop, faktycznie to zdanie dla mnie również zaczęło mieć sens. Bystra z niej dziewczyna :)
    Dialog z Josephem bardzo mi się podobał, troszkę się przekomarzali, ale i tak nie uległa jego prośbie :)
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc jednak go nie uśmierciłaś! Ale mnie tym zaskoczyłaś ;) Mam tylko nadzieję, że gdy lek przestanie działać to jego objawy się nie powtorzą. Swietny pomysł z tym listem, a nazwy tych niby grup na fejsie mnie maga rozśmieszyły;D
    Pozdrawiam!:* I mimo że to za wcześnie, to Wesołych Świat!:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Meh :c Mogło być więcej dramatu xD a tam jeden facet mniej... albo jedna kobieta... uch wiem jestem okropna x.x Ciągle drażni mnie ta ślepa dziewczyna, nie wiem dlaczego, ale jestem nieczuła wobec niej. Według mnie Jowana jest dziwna x.x Czy mi się dobrze wydawało, czy to ona miała tą strzykawkę? Jeśli tak, to zamiast wcześniej ją dać, to dopiero po fakcie, no do cholery z nią x.x
    Podoba mi się Nomen i Joseph, według mnie, pasują do siebie :3 I liczę na to, że coś między nimi zaiskrzy, że coś się będzie działo :3
    Przepraszam, za krytyczne podejście do niewidomej, ale mnie po prostu troszkę rozdrażniła :c
    Życzę miłych i wesołych Świąt oraz dużo weny :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeżył, jednak! :D Bardzo mnie to cieszy :) W ogóle rozdział jak zwykle świetny, a fragment z Nomen i Josephem taki... Słodki :* Czekam na więcej! :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam :) Jestem na twoim blogu pierwszy raz. Tak mi się bynajmniej wydaje. Nie będę zmyślać,że przeczytałam całe twoje opowiadanie, bo tak nie jest. Przeczytałam jedynie ten rozdział i przejrzałam zakładkę bohaterów. Nie wiem o co w tym chodzi,ale to oczywiste, bo mam zaległości. Jednak postaram się je nadrobić w wolnym czasie i wtedy możesz spodziewać się bardziej szczegółowego komentarza. Bo komentarz typu : " Fajnie piszesz, podoba mi się" - to może napisać każdy i wtedy nie wiadomo czy ktoś przeczytał czy nie. Ja oszustką nie jestem i blogi czytam i poświęcam swój czas, a więc możesz liczyć na to,że jeśli się za to zabiorę to zrobię to rzetelnie :) A więc pozdrawiam i postaram się nadrobić zaległe rozdziały ;)
    Ps.: Zapraszam do siebie na nowy rozdział, bo widziałam,że parę razy zostawiłaś komentarz pod moim opowiadaniem i jest mi z tego powodu miło :) http://otherviki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Podjechało mi ciśnienie. Myślałam, że on naprawdę wykituje, ale trup głównej postaci już w ósmym rozdziale? Rzadkość. Dobrze, że żyje. Ale niepokoi mnie jedna rzecz. Mianowicie ten cały dom i to co właściwie było napisane w ten notce. Czy ci stwórcy stworzyli jakichś nadludzi, którzy są mądrzejsi, silniejsi i te dety i te pety? Czy jak?
    Miasto Odpornych? Pewnie będą próbowali się tam teraz dostać no i zaczną się dopiero schody ;)
    Intryguje mnie też postać Josepha. Przeważnie lubię mroczne i tajemnicze typy, ale w nim jest coś co przyprawia mnie o gęsią skórkę i mam ochotę, aby znikną. Może i w tym rozdziale się uśmiechnął, ale to nie zmienia mojego zdania.
    Nomen to nie jej imię? I pomyśleć, że kiedyś miałam ambitny plan nauczenia się łaciny -,- Wyniosłam z tego tylko 40 straconych wieczorów. A nie pamiętam praktycznie nic gdyż przeważnie te wieczory wyglądały: dobra to się pouczę, ale potem było: może zrobię to a teraz tamto. Kończyło się na tym, że była już północ i musiałam lulu. Ta dam. ;D Tak wyglądała moja nauka języka. Owocne, nie? :D
    No nic, będę już czekać na następny rozdział i życzyć ci morza wenny :*
    I oczywiście wesołych świat oraz masy prezentów :D
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
  10. No cześć ;D Na początku zacznę od końca... nie spodziewałam się, że Nomen to jest jakieś łacińskie określenie. "Bezimienna", ciekawie brzmi. Ale dlaczego Nomen ukrywa swoje prawdziwe imię? Ech, czyli jednak Chantel przeżył? Po ostatnim rozdziale byłam pewna, że zginął. Amen, mogiła, a tu takie coś :3 A poza tym - scenka z Josephem i Nomen -----> <3 Jako zagorzała fanka romansideł i akcji doszukuję się owych wątków w każdym opowiadaniu, książce, filmie.
    Pozdrawiam i również życzę Wesołych Świąt (smacznego karpia, przede wszystkim ^^)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow, bardzo dobry rozdział :O
    Jestem tutaj pierwszy raz, ale opowiadanie bardzo mi się spodobało, więc obserwuję i będę zaglądał częściej :)
    Życzę Weny i czekam na next :*

    darykhyrezis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetnie! Zdecydowanie mój ulubiony rozdział. To całe Nomen to całkiem niezły pomysł. Notka mega. Po prostu uwielbiam to opowiadanie. I czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. On żyje! Jestem taka szczęśliwa \(*w*)/
    Naprawdę bałam się, że nikt nie uratuje Chantela, a jednocześnie wiadomość o tym jak działa lek lekko zmroziły mi krew w żyłach, bo naprawdę czegoś takiego nigdy się nie spodziewałam. Czy naukowcy zastanowili się, co się stanie, jeżeli ludzie nie uodpornią się na tę "toksyny" czy co tam jest w powietrzu? To naprawdę mnie martwi, ale mam wielką nadzieje, że nasza waleczna piątka da radę! Jednocześnie zastanawiam się ile jest tych zastrzyków?
    W ogóle, co to jest za zabawa w Boga? Serio... ludziom na mózg padło! Tak po prostu pewnego dnia, kto decyduje: Hej wyhodujmy nową rasę ludzi zabijając większość populacji ludzkiej! - a na ten pomysł wszyscy z entuzjazmem pokiwali głową. Brzmi trochę nierealnie, ale dość szybko człowiek uczy się, że w życiu nic tak naprawdę nie jest niemożliwe, a jednak gdyby media się o tym dowiedziały wybuchnęła by prawdziwa wojna domowa.
    Przy okazji zastanawiam się, czy cały świat został zatruty? Czy naprawdę wszyscy ludzie poumierali? Mam dziwne wrażenie, że rządy innych państw jakoś o tej wielkiej "Rewolucji" nie miały pojęcia i co jeżeli przeżyło kilku ludzi, którzy nie otrzymali szczepionki podobnie jak Chantela, ale w odróżnieniu od niego nie umrą? Eksperyment może się nie udać, prawda? A może jednak się uda?
    Jestem naprawdę skołowana!
    Już sama nie wiem, co mam o tym myśleć...
    Jeżeli chodzi o Nomen i Josepha w końcówce rozdziałów, wydaje mi się, że między nimi jest jakaś chemia, podobnie jak między Ariel i Chantelem :3
    Mam nadzieje, że miłość podczas apokalipsy się pokaże i z niewiadomych przyczyn zaczynam myśleć, jak bardzo lekarstwo zmodyfikowałoby nienarodzone dziecko? Bo załóżmy, że jedna z moich ulubionych par (wymieniłam powyżej) oczekuje dziecka, co wtedy? Czy ono umrze? Czy lekarstwo go zmodyfikuje? A może działa ono podobnie jak antykoncepcja?
    Wiem, wiem mam dziwaczne myśli :D
    Dlatego też, teraz już się przymykam odnośnie moich domysłów i wyznam, że rozdział wyszedł fantastyczny! Widać gołym okiem jak poprawia się jakoś waszych dzieł z rozdziału na rozdział! Po prostu to coś niesamowitego! Oby tak dalej! Cieszę się, również że stworzyliście zakładkę ze SPAM-em, przynajmniej nie będę czuła się jak jakiś przestępca spamując pod waszym rozdziałem - wtedy zawsze kiepsko się czuje, niczym osoba przez która wybuchła kolejna woja światowa!
    Kończę swe marudzenie i po prostu życzę wam góry pomysłów, morza weny, mnóstwa czasu i tłumów wiernych czytelników!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam, fajnie że coś się tu dzieje i jest progress - wiemy coś więcej o apokalipsie. Swoją drogą uwielbiam tematy apokalipsy, ale o tym już chyba wspominałam, prawda?;) Cieszę się, że Chan żyje, ale miałam nadzieję że będzie odwaga ze strony autora i uderzy nas pierwsza poważna śmierć. Rozumiecie mnie? Emocje, silne emocje czytającego, pozdrowienia :*. No i zapraszam na nowy rozdział :D :D.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam!
    Chciałabym Was poinformować, że ocena Waszego bloga została skończona i opublikowana na Internetowym Spisie.
    Zgodnie z regulaminem, macie za obowiązek napisanie komentarza pod pracą oceniającej.
    Życzę miłego czytania!
    Pozdrawiam,
    CarolleOfficial
    [internetowy-spis.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam serdecznie. Do końca ubiegłego miesiąca oceniałam na Ostrzu Krytyki, dziś przybywam do Was z informacją, iż ocenialnia Ostrze Krytyki dołączyła do projektu Wspólnymi Siłami – Fuzja Ocenialni, który ruszy w najbliższą sobotę (21.03) na stronie http://wspolnymi-silami.blogspot.com . W związku z tym informuję, że ocena niniejszego bloga pojawi się już na stronie Fuzji; tak, jak dotychczas, o publikacji oceny powiadomię w komentarzu na Waszym blogu. W celu zapoznania się z regulaminem Fuzji Ocenialni, załogą oraz stanem kolejek tudzież w celu skontaktowania się z wybraną oceniającą – zapraszam do odwiedzenia nowej strony oraz jej zakładek :) Pozdrawiam wiosennie!
    P.S. Proszę o informację zwrotną na mojego maila (formularz na mojej podstronie), czy nadal wyrażacie chęć bycia ocenionymi - bo widzę, że długo nie ma odświeżenia u Was?

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam ponownie. Zgodnie z regulaminem Fuzji, z powodu braku nowych postów przez okres dwóch miesięcy od chwili zgłoszenia się, proszę o poinformowanie mnie, w terminie dziesięciu dni (tj. do czwartego kwietnia br. włącznie), czy nadal wyrażacie wolę, by Wasz blog był oceniony przeze mnie. Proszę o poinformowanie mnie za pośrednictwem formularza na mojej podstronie albo za pośrednictwem komentarzy do Poczekalni (http://wspolnymi-silami.blogspot.com/p/poczekalnia.html). Do chwili otrzymania takiej informacji od Was do dnia czwartego kwietnia, zamrażam Waszego bloga w swojej kolejce. Jeżeli tej informacji w wymaganym terminie nie otrzymam, wystawię odmowę. Uprzejmie informuję też, że Fuzja w najbliższym czasie nie przyjmuje zgłoszeń z powodu blokady kolejek, która zostanie zniesiona, gdy wszystkie blogi dotąd wpisane do kolejek - zostaną ocenione. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Witam. Informuję, iż wystawiłam odmowę oceny Waszego bloga >> http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/04/6-odmowa-tommorow-is-beautifull.html .

    OdpowiedzUsuń